poniedziałek, 10 grudnia 2018

Polowanie na LWY


Słońce wstawało nad sawanną, gdy Ngoto podawał mi poranną kawę.
 -Czy broń przygotowana, Ngoto? - spytałem.
- Oczywiście sahib. Wieczorem wyczyściłem duże Działo i przygotowałem zapasowe lufy.
- Dziękuję Ngoto. Zanieś bagaże do Land Rovera. Za chwilę wyruszamy.
Wkrótce miało się rozpocząć kolejne polowanie na LWY. Ubrałem swoją koszulę khaki i założyłem korkowy hełm. Lubię strzelać samotnie, podchodzić i tropić po rdzawych śladach na trawach, przeglądać zarośla z palcem na spuście broni. Jest w tym dreszczyk emocji, męskie ryzyko, emocje samotnego odkrywcy. 
Wziąłem ze sobą tylko starego Kuasi - doświadczonego tropiciela, smagłą Amenan, która przygotowała nam kosz z posiłkiem i odpowiadała za termos z herbatą i jeszcze chłopca do podawania amunicji.
Tym razem nie byłem z początku zadowolony. Trafiły się same nieduże sztuki. Nie to, co ostatnio - LINK.






A co to się stało temu lewku?



Ten osobnik chyba był chory. W każdym razie nie ruszał się za bardzo.


Na szczęście Kuasi był sprawnym tropicielem, poprowadził mnie przez kłujące, suche krzewy akacji,  w sobie tylko znane miejsca. Pociągnąłem łyczek single malt z manierki i złożyłem się do strzału.



 Potem trafiła się stara, ale jeszcze sprawnie poruszająca się sztuka. Ryzyko było duże, ale nie bacząc na nie skradałem się przez suche krzewy. Padł strzał, zanim drapieżnik zdążył wystartować do ataku.



Następny czaił się z lewej. Ostrożnie sahib! One są bardzo żywotne! - ostrzegł mnie tropiciel. Musiałem się bardzo pilnować.


Sahib! - zawołał niespodziewanie po moim strzale Kuasi - ta sztuka ma przymocowaną do szyi mosiężną tabliczkę! 
Zdziwiłem się, choć słyszałem, że doktor Livingstone zwykł był znakować niektóre lwy w celach naukowych. Przyjrzałem się - lew był ewidentnie opisany!!!
- A tutaj następny! - zawołał tropiciel uważnie oglądając niemal martwą sztukę.





Tak, to musiały być słynne lwy oznaczane przez doktora! Słyszałem o obowiązku odsyłania tabliczek do Królewskiego Towarzystwa Geograficznego wraz ze skórą zwierzęcia. Kazałem Kuasi oprawić je odpowienio w ramki i zapakować w skrzynie.

Dopiero późnym wieczorem udało mi się upolować grubego zwierza. Słońce zachodziło nad wzgórzami, gdy spojrzałem mu w oczy i pociągnąłem za cyngiel. Nie ma to, jak samotna męska wyprawa!
Do tego osobnik miał doskonale opisaną mosiężną tabliczkę. Wyślę ją niezwłocznie do Paryża Londynu. Doktor Livingstone się ucieszy!




Fabrykant




P.S. Zapraszam na facebooka Motodinozy, tam czasem się coś dzieje.
Miłośników fotografii i okolic zapraszam na moją Fotodinozę
Miłośników kultury i książek zapraszam na SNG Kultura, gdzie piszę felietony.

5 komentarzy:

  1. Hurgot Sztancy11 grudnia 2018 02:50

    a ja myślałem, że Elwy to tylko u Tolkiena, a tu proszę

    a 504 chciałem pochwalić, ale ta rat-stylowa maska, jakoś mnie nie przekonuje we francuzie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten ostatni to chyba w Internecie upolowany

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie panie kolego. Nie zamieszczamy tu zdjęć z internetu. Strzelony osobiście w Paryżu, w okolicach Montparnasse, parę lat temu. Aparatem Canon 10 D.

      Usuń
  3. Aaa to przepraszam, jak zwykle podejrze-
    nia wygrały ze zdrowym rozsądkiem

    OdpowiedzUsuń