wtorek, 25 lutego 2020

Spotkanie trzeciego stopnia. Lotus Elan.



Jak byłem w liceum, to podobało mi się dużo nowych samochodów. Nie to co teraz, panie dziejku. Teraz robią same wysokie i klockowate, podczas gdy ja akurat najbardziej gustuję w płaskich i niskich. No nie poradzisz.
W najlepszym katalogu samochodów, jaki kiedykolwiek wychodził na świecie, mianowicie szwajcarskim Automobile Catalogue, który mój Stary przywiózł z Genewy w roku pańskim 1990 też miałem swojego ulubieńca, który podniecał mnie swym kształtem i nimbem egzotyki. Przerzucałem ów katalog, ciężaru cegły, z ekscytacją i kipiącą wyobraźnią, wracając wielokrotnie do płaskiego, czerwonego kształtu Lotusa Elana, ówczesnego beniaminka ekstraklasy. Ten samochód był taki, jakbym ja sam go narysował. A rysowałem wtedy namiętnie różne samochody własnego projektu. 




Tego samego roku Rodzice wykosztowali się i wysłali mnie na dwutygodniowy kurs językowy do Anglii. Choć bardzo wypatrywałem, udało mi się zobaczyć Elana tylko raz i to z daleka, w przelocie. 
Z kursu owego wróciłem z kolanami pod brodą. Dosłownie. Nie było wtedy limitów bagażu podręcznego, zatem siedząc w samolocie miałem pod nogami torbę, wypełnioną stosem prospektów samochodowych wysokości 50 centymetrów. Nie było wśród nich niestety katalogu Lotusa Elana, choć złaziłem całe Cambridge, żeby odwiedzić wszystkie salony. Niestety dealera Lotusa nie znalazłem (o ile się nie mylę kopiąc w archiwach - był, ale poza miastem).
Jedyne co mi zostało, to spoglądać tęsknie w zdjęcia w Automobile Catalogue.





Następne spotkanie z moim ulubieńcem było z dziesięć lat później, w Warszawie. Był czarny. Nadal robił wrażenie swymi czystymi do bólu liniami, obłym przodem i superniskimi proporcjami rozpłaszczonej żaby.
Potem już nigdy go nie widziałem. Nie jest to dziwne, bo wyprodukowali tylko 3800 egzemplarzy. W międzyczasie (aż do dziś) firma Lotus przeżywała jazdę na rollercosterze, z tym, że na ogół w dół, z rzadkimi okresami kurzych wzlotów. Sam Lotus Elan też był niezłym kuriozum i jest dość niesamowite, że udało się go w ogóle wyprodukować.

Jest to na przykład pierwszy i ostatni Lotus z napędem na przednie koła. Wydaje się, że to nie jest zbyt podniecający fakt.

Jest to model na którego stworzenie firma Lotus wydała największe pieniądze w swojej historii. Mimo, że ich sama za bardzo nie miała.
Jest to prawdopodobnie najbardziej zaawansowany projekt z laminatu włókna szklanego w całych dziejach motoryzacji.

Miałem okazję obejrzeć i sfotografować od A do Z, z zewnątrz, wewnątrz i od samego środka, włącznie z wnętrzem bagażnika, podwoziem i detalami tej ciekawej konstrukcji, wykonanej manufakturowo trzydzieści lat temu.

Zabytek znaczy.
O ratunku!
Czasie - stój! Stój!!! Prrrrr szalony! (cytat)
Niektórzy mówią, że ten Elan, to jakieś plastikowe gówno, nie warte uwagi. No ale, sorry, sentyment to sentyment. 
Na szczęście jest to sentyment podparty ciekawymi faktami.

Zacznijmy od początku, albo prawie.

O Collinie Chapmanie, założycielu Lotusa, wszyscy słyszeli. Wszyscy znają jego słynne maksymy: "Duża moc czyni cię szybszym na prostej. Niska masa czyni cię szybkim wszędzie.", oraz "Upraszczasz ile się da, a potem dodajesz lekkości". Na bazie tych maksym - tj. projektując maksymalnie lekkie auta jego firma zyskała sławę w wyścigach, oraz na szosach. Przede wszystkim wytwarzała spore ilości samochodów wyczynowych dla pasjonatów i profesjonalistów. Firma stała się sławna, ale nie przekładało się to zbyt intensywnie na wyniki finansowe. Oznaczone kolejnymi numerkami konstrukcje wyczynowe sprzedawały się zraźnie, najlepiej zaprojektowany w 1957 roku Lotus Seven - pierwotnie auto torowe, potem przystosowane do ruchu drogowego.
Dzięki autom Collina Chapmana powojenna Wielka Brytania wróciła na podia wyścigów najróżniejszych klas, w tym topowej Formuły 1. Sława Lotusa pozwoliła z sukcesem rozwijać firmę Lotus Engineering.
 (O sportowych i inżynierskich dokonaniach Chapmana poczytacie na Automobilowni - LINK.)
Idąc po linii najmniejszego oporu, tj. chcąc sprzedawać samochody jak najtaniej, Lotus oferował swoje modele sprzedażowe w większej części jako zestawy do samodzielnego montażu. Pozwalało to ominąć podatki, nakładane na gotowe auta. Przy okazji lekko naginano prawo - podatki nie były nakładane tylko na "zestaw rozłożonych części" bez instrukcji montażu. Zatem do zestawu nie dołączano takowej instrukcji. Dołączano za to instrukcję demontażu (o której przepisy nic nie mówiły), którą użytkownik musiał zastosować w odwrotnej kolejności.


Lotus Elite, fot. Thesupermat, licencja CC.
W 1957 roku ukazał się także Lotus Elite (nr. projektu 14) - pierwsze auto drogowe Lotusa, także sprzedawany głównie jako "zestaw montażowy". Był to samochód nietypowy na tle innych o tyle, że do konstrukcji nadwozia użyto monokoku (skorupy) z włókna szklanego i epoksydu, do którego montowano szczątkowe stalowe ramy do mocowania silnika, zawieszenia i przedniej szyby - cała reszta była plastikowa. Z silnikiem kupowanym u zewnętrznej firmy Coventry Climax, mocy 75 koni, Lotus Elite o wadze - uwaga uwaga: 503,5 kilograma miał osiągi ówczesnych samochodów wyczynowych - 11,5 sekundy do 100km/h i blisko 180 km/h. Przyczynił się do tego niski współczynnik oporu powietrza, wynoszący 0,29, uzyskany netodą "na oko", bo auto było badane w tunelu aerodynamicznym dopiero wiele lat po jego zaprojektowaniu.
Od tamtej pory Lotus stał się

poniedziałek, 10 lutego 2020

Prawie wszystkie nadwozia nieseryjne Fiata 600 - cz. 4

Poprzednie wpisy z serii:
Fiaty 600 część 1 - czterodrzwiowe i użytkowe - LINK
Fiaty 600 część 2 - coupe i usportowione - LINK
Fiaty 600 część 3 - berlinetty - LINK

Należy zauważyć, że Włosi to najprawdopodobniej najbardziej zakabrioletowany naród świata. Na początku XX wieku jeszcze tego nie było widać, bo wtedy wszyscy byli zakabrioletowani z musu, przyzwyczajenia i z konieczności. Ale już gdzieś tak w połowie tegoż XX wieku, gdy okazało się, że samochody zamknięte nie tylko sprzedają się lepiej, ale też stanowią bezpieczniejsze i bardziej odporne konstrukcje - zaczęło to być dostrzegalne. A tu, co który producent coś zamknął, to zaraz jakaś włoska carozzeria się rzucała w te pędy otwierać! Zwłaszcza jak już manufaktur i warsztatów powyrastały wielkie firmy i przeszły w całości na seryjną i masową produkcję samochodów, a nadwozia ramowe zakończyły swój żywot, na rzecz lżejszych i docelowo tańszych w produkcji samonośnych.
Na widok zamkniętego nadwozia samonośnego każdemu Włochowi otwiera się nóż w kieszeni i rżnąłby bez litości!
W latach 60-tych włoscy projektanci karoserii mieli swoją epokę sławy. Pininfarina projektowała Peugeoty, restylizowała Jaguary, wypuszczała jednostkowe nadwozia Cadillaców kuszące General Motors, Giovanni Michelotti był wszędzie. Wszędzie!!! DAF, Triumph, NSU, auta japońskie i niemieckie. Nawet taki Volkswagen wypuszczał auta projektowane przez studio Ghia. Nie oznacza to oczywiście, że sami tylko Włosi pracowali we włoskich carozzeriach. Taki na przykład Tom Tjaarda, Amerykanin, który zaczynał w Ghia, a u Pininfariny zaprojektował najpiękniejszy (wg mnie, oczywiście) produkcyjny kabriolet lat 60-tych, czyli Fiata 124 Spider. Oprócz niego również mnóstwo innych znanych aut. Nie da się jednak zaprzeczyć, że w latach 60-tych Włochy były pod względem wzornictwa nadwozi centrumem świata.

Fiat 600 - kabriolety, roadstery, buggy.

Kabriolety, jak wiadomo, są stylowe. To znaczy były, były. Dzisiaj są już passé i pachną nuworyszostwem (dla niektórych). Niemniej w latach 50-tych i sześćdziesiątych symbolizowały włoskie dolce vita. Włochy, oczywiście, mają do tego dolce vita dobre warunki klimatyczne i geograficzne. Plaże, kurorty, lazury, kręte szosy, wiatr we włosach. Dlatego przegląd nadwozi spider Fiata 600 zaczniemy od najbardziej znanych wersji plażowych. One są znane do dzisiaj. Jolly Ghia.


Fiat 600 Jolly Ghia
W 2014 roku byliśmy na wybrzeżu Amalfi, jednym z najpiękniejszych miejsc włoskiego kontynentu, choć niestety także najbardziej zatłoczonym turystycznie. Niemniej, poza sezonem da się tam przeżyć. (Reportaż z wycieczki - TUTAJ) Mieszkaliśmy kilka kilometrów od morza - w miasteczku górskim, bo góry zraźnie łączą się tam z morzem. Codziennie zjeżdżaliśmy zatem krętą drogą (w sam raz na kabrioleta, a nie na nędzną Lancię Y, jaką wypożyczliśmy) do Maiori, kurortu z plażami i palmową promenadą. Droga była boczna, niezanadto uczęszczana i z niej oglądaliśmy codziennie ruiny zamku nad miastem na szczycie jednego ze wzgórz. Skusiły nas oczywiście, jak wiadomo Motodinoza ma wielkie ciągoty do gratów i ruin. Drożyną szeroką na jeden samochód zboczyliśmy w stromą dolinę nad miastem by, oprócz mało spektakularnego zamku, natknąć się tam na prawdziwą włoską carozzerię. Prawdziwą, choć małą - Carrozzeria Castellano, nie maa nawet swojej strony internetowej. Za to przerabia na potęgę Fiaty 600, 500 i Multiple na wersję "Jolly Ghia", podobno auta do przeróbki ciągną i z byłej Jugosławii. Tak że Jolly Ghia wiecznie żywe.






Czym było w epoce Fiata 600 owa wersja? Plażówką dla milionerów i gości luksusowych hoteli - napisała już o tym kiedyś Automobilownia w zestawieniu plażowozów - LINK, zatem nie będę się wysilał. 
Takie "Jolly Ghia" są dzisiaj czym innym, niż były w dawnych czasach. Kosztują nadal dużo (w epoce dwukrotność ceny Fiata 600), pomimo, doprawdy, znikomej użyteczności poza byciem autem do szpanowania i rozrywki w słoneczne dni. Niemniej, owa rozrywka zeszła nieco z ceny i zegalitaryzowała się mocno - da się wynająć takie auta w wypożyczalni, lub też być nimi wożonym w ramach usług hotelowych, na które stać dziś nie tylko Aristotelesa Onasisa i Donalda Trumpa. Do tego dochodzi znaczący nimb uroku retro, który zmienił nieco target Jolly Ghia z przeciętnych milionerów na mniej przeciętnych miłośników starzyzny.
Nie myślcie, że tylko we Włoszech powstawały "Jolly Ghia", Hiszpanie też ostro wzięli do rąk szlifierki kątowe. Oto Seat 600 Playera, wyprodukowany przez nieznanch sprawców, najprawdopodobniej dla sieci hotelowej Melià.



Nadwozie typu "Jolly Ghia" jest najbardziej znane, ale nie było jedyne. Oto Fiat 600 Spiaggina stworzona w 1958. Współprojektował je Mario Boano, ciekawa postać włoskiego designu - pracował najpierw u Pininfariny, potem u Ghia, otworzył też na krótko swój własny warsztat. Potem u Fiata przeprojektowywał