poniedziałek, 7 października 2019

Ronin. Gruba przyjemność. Audi A8 4,2 Quattro.



-Larry, co dla ciebie?
- Coś bardzo szybkiego. Audi S8. Musi mieć dużą moc.
-Będzie po południu.
-Zamówię butelkę podtlenku azotu. Mam schemat.
(…)
-Muszę mieć większe wtryski. Bosch nie wystarczy.

Od tego się zaczęło. Mój kumpel Sizol obejrzał Ronina i polubił luksusowe Audi. Bardzo polubił. Kilka lat później kupił A8 D2 ze szwajcarskim rodowodem. Szwajcar płakał jak sprzedawał. Ja bym płakał na miejscu Szwajcara, bo miałem okazję przejechać się tym sprzętem i z kolei ja zacząłem pałać miłością do A8 i zastanawiać się nieśmiało nad jego kupieniem. Narkotyk znaczy się.

Piëchu
Wszystko przez tego Piëcha. Nie mam do tego pana wielkiego sentymentu, a jego współpracownicy pewnie jeszcze mieli go mniej. Ale nie można nie oddać cesarzowi co cesarskie. Piëchu jaki był, taki był, ale właściwie w koncernie Volkswagena zorganizował wszystko co było do zorganizowania z wielkim talentem i prawdziwie przełomowymi pomysłami. Można by rzec, że był jednym z wielkich, nielicznych wizjonerów motoryzacji, z silnym przekonaniem o własnej wartości i skłonnościami do ryzyka za wszelką cenę. W samym Audi wprowadził słynne Quattro, które wyniosły markę wielce do góry, a potem postanowił jeszcze ugryźć tego żubra w tyłek, żeby konkurował z najlepszymi na świecie. I udało mu się. Ugryziony żubr wszedł do pierwszej ligi. A przecież jeszcze w latach osiemdziesiątych samochody Audi były porównywalne co najwyżej z Fordem i Oplem, a do klasy luksusowej było im daleko, nie było tam nawet sześciocylindrowych silników, a jedynie rzędowe piątki. Pierwsze „duże” Audi V8 wydawało się niejakim kuriozum, zwłaszcza, że na pierwszy rzut oka było widać, że stanowi konstrukcję opartą na modelach 100/200, które na żadnej półce z luksusem Mercedesa, czy BMW nawet nie stały. V8 nie sprzedało się za dobrze, ale też potwierdziło Piëchowi, że „zwykły” samochód luksusowy to za mało by się przebić. Potrzebny jest niezwykły.
A8 D2 miało takim zostać.
Wszystko to zaczęło się grubo wcześniej, niż się myśli. Proces projektowania aut to strasznie długotrwała praca jest. W 1982 roku Ferdinad Piëch podpisał w imieniu Audi umowę z Aluminium Company of America na wspólne zaprojektowanie samochodu znacznie lżejszego niż przeciętna. Aluminium Company of America (Alcoa), to jedno z najstarszych na świecie przedsiębiorstw zajmujących się metalurgią aluminium, współzałożyciel tej firmy Charles Martin Hall opracował proces wytwarzania tego metalu, jeszcze w XIX wieku. Dzisiaj to gigantyczny międzynarodowy koncern, a od przedwojnia jest głównym dostawcą aluminium w USA.



Zamówienie Piecha na aluminiową karoserię odbyło jeszcze grubo przed wprowadzeniem wspomnianego stalowego poprzednika - Audi V8 (1988 rok). Auto z aluminium miało skompensować pewien niedostatek napędu Quattro, a mianowicie ciężar, przynajmniej o 100 kg większy, w porównaniu z autami z napędem na jedną oś.
Prace badawcze i projektowe zaczęły dawać konkretne owoce w 1991 roku, kiedy to wybrano z kilku wersji koncepcję stylistów Chrisa Birda (później głównego stylisty Forda) i Dirka Van Braeckela (jemu zawdzięczamy później większość aut Skody, Bentleya i Volkswagena) i skierowano do produkcji. W celu narobienia dużego szumu na targach we Frankfurcie w 1993 roku zaprezentowano prototyp – zupełnie niepomalowany, z gładkiego polerowanego surowego aluminium. Niektórzy starcy mogą jeszcze pamiętać tę premierę. Ja pamiętam. Było dość niezwykłe oglądać samochód całkowicie lustrzano – srebrny, bo w owych zamierzchłych czasach, drogie dzieci, kiedy siedzieliśmy jeszcze na drzewach, a po ziemi stąpały dinozaury, nie istniały jeszcze lustrzane folie do oklejania, a ostatnie polerowane wyścigówki bez lakieru widziano w latach 50-tych. Robiło wrażenie nie tylko owym połyskiem, ale też samą formą. Na moje oko pierwsze Audi A8 antycypowało lata dwutysięczne – za sprawą proporcji. Masywnych proporcji blachy do stosunkowo niewielkich szyb, krępej sylwetki z dużymi kołami, jak w resorakach Hot Wheels.





Mimo tego jednak, wyjątkowo jak na Audi, karoseria A8 miała fantastycznie klasyczne proporcje – jakby je Pininfarina projektował. Przypomnijcie sobie dawne Audi 100 aka „Cygaro”, stojące na szczudłach wysokiego prześwitu, z gigantycznym przednim zwisem, krótkimi tylnymi drzwiami, i cofniętą za nie tylną osią – ono nie było, broń Boże, brzydkie, było estetyczne i ciekawe ale nie można go nazwać klasycznym. Audi A8 było, w przeciwieństwie do Cygara, zaprojektowane jak wzorzec metra w limuzynach. Nie było zupełnie po nim widać na zewnątrz specyficznej audiowskiej konstrukcji, z silnikiem umieszczonym przed przednią osią, czym grzeszyło kilka poprzednich modeli. Po drugie srebrna karoseria prototypu, z takimiż wielkimi polerowanymi felgami stanowiła wyjątkową jedność. Polerowane felgi zostały z resztą w seryjnych autach.
A8 weszło do produkcji w 1994 roku. Jakby nie liczyć, wychodzi że to dwadzieścia pięć lat temu. Weszło z kilkoma silnikami. Jako sztandarowy wstawiano tam silnik 2,8 V6 172 KM (później 190KM), mały jak na klasę luksusową, ale Audi chwaliło się, że dzięki lekkości karoserii zapewnia takie same osiągi jak znacznie większe jednostki konkurencji. Na tej samej zasadzie pakowano tam też 2,5 V6 TDI 150 koni, podczas gdy Mercedesy i BMW zaczynały się pół litra pojemności wyżej. W A8 były też 3,7 V8 230 koni, potem w latach 2001-2002 wstawiano tam kolejne szalone dzieło pana Piëcha – sześciolitrowe W12. Ale tak naprawdę w Audi A8 liczy się tylko jeden silnik – 4,2 V8. Uznawany za pancerny, zaprojektowany bez wad i niekłopotliwy. Na początku miał 300 koni, pod koniec produkcji – 310. Na jego bazie powstało w 1996 roku audi S8, które wykręcało z tej jednostki 360 KM i 430 niutonometrów momentu obrotowego.



S8 to osobna liga pojazdów ekstremalnych. Audi Sizola ma pod maską ten najwłaściwszy z cywilnych silników. V ósemkę 4,2 litra.

Bliskie spotkanie III stopnia
Ciężko uwierzyć, że ten pojazd może mieć dwadzieścia lat. Przyznam, że dla mnie A8 jest po prostu klasycznie piękne. Bez fajerwerków, załamań blach, udziwnień, spojlerów, wlotów powietrza i dyfuzorów. Sam kształt jest tak przyjemnie dopracowany, że ogląda się go z każdej strony z jednaką estetyczną satysfakcją. Prosta elegancja, która niewątpliwie jest ponadczasowa - nie starzeje się. Przy tym – ma sportowy sznyt. Samochód jest niski, szeroki, szyby przednia i tylna ustawione pod płaskim kątem, dodatkowo duże felgi robią niezłą robotę. Dzisiaj na pewno napisaliby, że to „czterodrzwiowe coupe”. Że nie ma czterodrzwiowych coupe? Nie znacie się na tym tak dobrze, jak działy marketingu.




Z zewnątrz wszystko jest gładkie, estetyczne, grube. Solidne klamki schowane płasko w karoserii, ledwo wystające listwy, lampy wpasowane z niewielkimi szczelinami. Trzeba zajrzeć do środka, żeby zobaczyć co tam słychać. Podobno jest to

Samochód wszystkomający
I tak jest pewnie w istocie. Ciężko mi to ocenić, bo ja przytłoczony jestem. Ja na kolana padłem. (Na kolana padłszy, zaraz tyż prędko poszedłem – cytat Gombrowicz). Na co dzień poruszam się samochodem, w którym wszystko jest „bez”. Bez klimatyzacji, bez komputeryzacji, bez wyświetlaczy. Audi natomiast jest we wszystkich dziedzinach „z”. Dość trudno wymienić rzeczy ruchome, które nie są ustawiane elektrycznie. Właściwie chyba tylko trzy – osłony przeciwsłoneczne i lusterko wsteczne. Nawet zagłówki są ustawiane elektrycznie. Nawet wysokość mocowania pasów jest ustawiana elektrycznie! Dotyczy to oczywiście, ależ oczywiście, obydwu przednich foteli. Co prawda tylko fotel kierowcy ma pamięć czterech ustawień, a fotel pasażera – nie. Skandal! Bundestag powinien zaprotestować!